piątek, 9 listopada 2012

Dawno mnie nie było , ale wstąpiłam na Piątą Aleję i...

Dawno mnie nie było , to prawda 
Brak czasu , lenistwo , brak weny...
Ale odkąd nabyłam  Essie Fifth Avenue korciło mnie ciągle żeby sie pochwalic
Cudna czerwień , taka ostra , jasna , wibrująca , wpadająca w orange. Pieknie współgra z jasną karnacją .
Ładnie sie kładzie , na zdjęciu jedna warstwa z Topem. A własnie wedle rad  i opinii zakupiłam top Essie good to go i jakże tego żałuję. Nie wiem jaki jest jego fenomen , ale ja go nie widzę . Dawałam mu szansę kilka razy , ale ciągle jest strasznie. A mam porównanie z ukochanym Seche i jeszcze bardziej ukochanym Poshe. 2 min. i problem schnmiecia z głowy przy 2 -3 warstwach a z Essie Good to go ma....sa...kra.
Ale wracajac do Essie Fifth Avenue , to jest sliczny . Rozweselił mnie w te zimne ponure dni i odgonił moje przeziebienie. Nos czerwony :) , ale lakier ten powoduje że czuje się kobieco .

Jedyny minus to ja mam wersje z cienkim pędzelkiem , a nie lubie ich u Essie , ale nie było tak zle. 





7 komentarzy:

  1. Piękny kolor!Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy post, cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga. Z chęcią poczekam na kolejne wpisy ;) Kolor piękny, szkoda tylko że Essie jest takie u nas drogie.
    Zapraszam też w odwiedziny, ostatnio wzięłam się za dzienny makijaż, yankee candle na polskim rynku oraz za testowanie podkładu Rimmel Match Perfection.
    Pozdrawiam i oczywiście obserwuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja kupuje Essie na ebay, duuzo taniej

    OdpowiedzUsuń